Korzystając z urlopu, wybraliśmy się z Sz. pozwiedzać Wyżynę Krakowsko - Częstochowską.
I dzień był dosyć ciężki. Po nieprzespanej nocy w pociągu, (wszystko to zawdzięczamy 2 paniom, które nie mogły się nagadać, w dodatku jednej, oczywiście tej, siedzącej bliżej mnie, stopy wskazywały na chęć umycia, co jak wiadomo zakłócało mój spokój ducha i powonienia), i dojechaniu busem miejskim do miejscowości Przybysławice, ruszyliśmy na szlak Orlich Gniazd.
Na samym początku wyprawy, mieliśmy już nowego kompana podróży - miś 1 , który merdając ogonem towarzyszył nam przez całe 10 minut marszu :)
Pierwszym ciekawszym punktem podróży był zamek Korzkiew widoczny na zdjęciu poniżej.
Za tym zamkiem nastąpił pierwszy błąd w orientacji terenu i dzięki temu zrobiliśmy sobie dodatkowy spacer, ale już po 2 km byliśmy z powrotem na szlaku. Po chwili zaczęły się wyłaniać zza drzew pierwsze skałki wapienne i wkrótce pojawił się kolejny czworonogi kolega - miś 2. Był mniej towarzyski niż miś 1 i nie chciał z nami wędrować, ale też nie wzbudzał strachu.
Celem pierwszego dnia był Ojców i Pieskowa Skała, gdzieś za tymi skałkami.
Tego dnia nie obyło się też bez deszczu (jak zresztą przez większość wycieczki). Nie byliśmy pocieszeni tym faktem, z powodu braku porządnych deszczówek. Deszczówka Sz. przypominała ceratę koloru moro a moja... no cóż, jej odporność na deszcz nie powalała na kolana. Dobrze, że chociaż buty i plecaki były odporne na deszcz :)
Po kilku kilometrach doszliśmy do Ojcowa - serca Jury, w którym znajdowała się pewna karczma. Zrobiliśmy sobie tam przerwę na odpoczynek przy grzańcu, osuszenie ceratek i obmyślenie planu awaryjnego w razie dalszej niepogody. Na szczęście, przestało padać i mogliśmy ruszyć dalej na zwiedzanie ruin zamku i muzeum w Ojcowie.
Poniżej Sz. przed wejściem na zamek.
I tu już zadowoleni z częściowej realizacji planu dnia - na ruinach zamku w Ojcowie.
Ruszyliśmy dalej w kierunku kapliczki na wodzie:
I widoczki.
Po przejściu ok. 17 km (+ 2 km bonusowych ) postanowiliśmy się nagrodzić pysznym trunkiem i dać odpocząć zmęczonym już nogom, korzystając z chwili pojawienia się słońca.
Dalsza podróż okazała się nerwowym poszukiwaniem noclegu w deszczu, nasze ceratki nie pomogły i musieliśmy przeczekać deszcz na przystanku. Udało nam się dojść do Pieskowej Skały i słynnej maczugi Herkulesa, jednak zwiedzanie, ze względu na deszcz i zmęczenie, zostawiliśmy sobie na następny dzień.
Po krótkim odpoczynku i przebraniu się w suche ubrania w agroturystyce u Pani Basi , poszliśmy uczcić dzień pyszną kolacją w pobliskiej knajpce.
Przebyta trasa: ok 18 km + 2 x 2 km w bonusie
Zmoknięcie: 2 razy
Zbłądzenie ze szlaku: 1 raz + 1 wracanie się tą samą trasą do noclegu (ok. 2 km)
Kontuzje: brak
Pęcherze i odciski: Sz. mały pęcherz na środku lewej stopy
Satysfakcja: ogroooomna :)
Uwzględniając fakt, że byliśmy po nieprzespanej nocy, ja 8 h w pracy i Sz. 4,5 h jazdy na moto, to wynik całkiem całkiem.
Dalsza część relacji wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz