środa, 12 czerwca 2013

Relacja z wycieczki: JURA dzień III




Trzeciego dnia daliśmy sobie trochę luzu. Zważywszy na moją obolałą kostkę i deszczową pogodę  pieszo przeszliśmy ok. 6 km dochodząc do dworca, a raczej przystanku (jakże gustownie ozdobionego) jak na zdjęciu poniżej, gdzie czekając na transport do Wolbromu, zrobiliśmy sobie małą przerwę.


W samym miasteczku Wolbrom, okazało się że z komunikacją PKS, bądź jakąkolwiek inną, ciężko w tych rejonach, więc pojawił się problem. Moja kostka dawała już się we znaki i mój marsz przypominał  raczej kuśtykanie starszej pani niż dynamiczny chód młodej turystki. Do tego humor psuł przez cały dzień lecący z nieba deszcz. 
Jednak pewien miły Pan, którego pytaliśmy o drogę, zdeklarował, iż może nas podrzucić, co bardzo podwyższyło moje trekingowe moralne i już po niecałych 15 minutach byliśmy tylko 3 km od planowanej stacji turystycznej, w której zamierzaliśmy spędzić noc.  Jeszcze tylko pół godzinki marszu i mojego kuśtykania i "uratowani" ! Szybkie zakupy w pobliskim sklepie (ku naszej uciesze, bo okolice nie wskazywały na rozwój cywilizacji na poziom: sklep, ale jednak) i dotarliśmy do naszej noclegowni. 

 Nasza kwatera okazała się stacją turystyczną z lat 80-stych, w której właściciele od tego czasu chyba nie zmienili nic, dosłownie nic. Sz. z wrażenia biegał po ośrodku z aparatem i cykał zdjęcia. 
Dziwne uczucie, jakbyśmy byli na koloniach w podstawówce, chociaż co do warunków nie można było się przyczepić, gdyż wszędzie było bardzo czysto. 
 A tu 20-letnia mikrofala, jaki to musiał być na tamte czasy wypas :)
W całej stacji byliśmy tego dnia jedynymi turystami. Na piętrze niżej trwało właśnie 25-lecie pewnej pary. Były tańce, jedzenie, śpiewy a nad ranem dziwne odgłosy z łazienek wskazujące na "spożywanie alkoholu dnia poprzedniego" :) 
Ogólnie śmiesznie było tam spać. 

To tyle na dziś. 
Życzę wszystkim miłego ciepłego wieczoru.

PS: są moje ulubione najukochańsze truuuuskaaaawki, ale o tym później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz